Lubię pojeździć nocą autem
Tropić poświaty neonowych lamp
Fruwać nad przemęczonym miastem
Choć tę przyjemność miewam tylko w snach
Wypić nad Wisłą tanie wino, ah
Już nie tak często, bo mam więcej lat
Nie chcę dotykać karabinu
Chyba, że zmusi mnie do tego świat
Lubię zapalić, chociaż już nie palę
Przy starszych ludziach nadal jest mi wstyd
Bez których miałbym kilka nowych płyt
W TV nie wierzę już nikomu
Nie, nie chcesz się zmieniać
Chcę grzać się w cieple swego domu (cieple swego domu)
Nie chodzi mi o kilka pustych ścian
(Ciekawe czy to puszczą?)
Nie podoba mi się żadna religia
Żaden guru i żadne insygnia
Ciebie drażni mój brak wiary
I że z tego tytułu mam pewnie ładne subsydia (co?)
Że Twój Bóg nie dla dzieci bajka, okej?
A mój ateizm to wewnętrzna walka, okej?
To jest wolność, to jej miarka
Czy druga strona zniesie bekę, sarkazm
Ja znam tych, znam tych (aha)
Którzy wiedzą jak my (jak my)
Mamy żyć (mamy żyć), mamy kochać się i rozstawać
Gdy nawet nie łamiemy praw ich
To zaczyna się dużo wcześniej niż policyjna pała w łeb (aha)
Mówią, że przesadzam i się z tym wolę zgadzać
Tu mamy inne władze, obym mylił się (obym mylił się)
Anarchii krytyki nie szczędzę
Więc ile wolności potrzeba
Za życia już miałem jej więcej
Tym bardziej chcę z Wojtkiem zaśpiewać