Pierwszy kawałek, myślałem o tym stale
Problemy z banią tamte wyszły ze mnie już na amen
Nie lubię wzroku kamer, kameralnie wole balet
Zrobiłem dzisiaj barter, szóste piwo i na chatę
Prawie 4 nad ranem, ja oglądam sobie basket
W tle leci Wiz Khalifa kiedy trójkę rzuca Russell
Upalony Stuffem meandruje na kanapie
Siedzę w tym pokoju a pode mną Purple Carpet
Na szafkach są płyty, widzę obok ashwagande
Czuje do niej mięte, więc może polecę z rapem
Na razie nie wysoko, ale zwiedzam sobie under
Pusta dyskografia bo dopiero ruszam z planem
To buja na słuchawkach jak na meczu Polski Anthem
Zajarany muzą myślę nad kolejnym trakiem
Widzę czerwone światło, a drzwi wejściowe są czarne
Jeden ziom wyjechał, teraz zwiedza tam Holandię
Z drugim siedzę w studio i tworzymy sztukę bracie
Trzeci nie wiem gdzie jest ale pewnie robi papier
Luźny traczek o tym jakie życie banalne
Dochodzi 5 rano, znów nie będę punktualnie
Dwa zero osiemnaście powtarzam ten rok jak mantrę
Żegnam się z porankiem, idę spać pijany światem
Robię lemoniadę kiedy chill i lemon złapie
W południe nad wartę, albo opuszczam centrale
Wyjeżdżam nad skuna, bo to miejsce pełne wrażeń
Zblazowane twarze mijam gdy jadę tramwajem
Poruszam się gładko ciągle tym samym schematem
Wybrałem ten bit bo pociąga mnie ten sampel